We wtorek 25 września Anno Domini 2012 o godzinie 8.30 z parkingu koło DMiT ruszyliśmy autokarem na spotkanie przygody w podwawelskim grodzie a ciekawą relacje z wycieczki można przeczytać poniżej. Zachęcamy :)
- Galeria
Krakowa nie trzeba chyba specjalnie przedstawiać, to – wedle niektórych
– najpiękniejsze miasto w naszym kraju (nie mogę być bezstronny,
albowiem lat pięć studiowałem tu na UJ polonistykę i wspominam krakowską
atmosferę cudownie). Ponieważ poprzednio jeździliśmy w ramach szkolnych
wycieczek edukacyjnych, głównie muzealnych, do Warszawy, Łodzi,
Wrocławia itp., ponownie – po latach – przyszła pora na podwawelski
gród. We wtorek 25 września Anno Domini 2012 o godzinie 8.30 z parkingu
koło DMiT ruszyliśmy autokarem nieocenionego pana Majeckiego na
spotkanie przygody (44 osoby, w tym 4 opiekunów, w tym 1 praktykantka,
oraz 40 uczniów płci dwojakiej z klasy II La i I Ta – stosunkowo rzadkie
wycieczkowe zestawienie). Policja nie raczyła przyjechać na kontrolę
(choć uprzedzaliśmy), jeden delikwent zapomniał o ekskursji (sic !),
początkowo pogoda była kiepska i nawet nieco siąpiło na trasie, a w
nadwiślańskiej metropolii (drugie aktualnie miasto w kraju, ponad 1 mln
mieszkańców) przywitały nas umiarkowane korki (aha, były problemy z
objazdami i jakby z GPSem), ale za to potem;
Primo: pogoda się poprawiła (zgodnie z internetowymi zapowiedziami) i
zaatakowała nas złota polska jesień. Secundo: wypad do 3 muzeów
(historycznego, techniczno – wojskowego i artystycznego) okazał się
strzałem w dziesiątkę, tym bardziej, że we wtorek wejścia do dwóch z
tych przybytków okazały się darmowe. Dwa z trzech muzeów zbudowano
niejako od podstaw, trzecie generalnie zmodernizowano. Zacznijmy od
Muzeum Oskara Schindlera, czyli oddziału zasłużonego dla narodowej
kultury Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Budynek usytuowany na
peryferiach w dawnym gmachu fabryki naczyń emaliowanych Schindlera jest
bez wątpienia stylowy – betonowy brutalizm postindustrialny urzeka
surowym wdziękiem i bezbłędnie komponuje się z nowoczesną, multimedialną
wystawą prezentującą głównie dzieje Krakowa w latach wojny i okupacji
(1939-1945). Można orzec, że autorzy koncepcji zapatrzyli się nieco na
rewelacyjne Muzeum Powstania Warszawskiego. Cóż widzimy ? Film
dokumentalny błyskający zza ramy drewnianego, starego okna. Piętrowe
przejście fabryczne (autentyczne) przerobione bardzo udatnie na dworzec
krakowski z czasów okupacyjnych (Hauptbahnhof). Posadzkę wyłożoną
małymi, czarnymi swastykami, co daje niesamowity efekt. Kąciki z
mundurami i militariami ( w tym makieta małej polskiej tankietki).
Pogrążone w mroku kręte przejście przy zrekonstruowanym murze getta.
Salka kinowa z ciekawym filmem dokumentalnym etc. Tak teraz wyglądają
nowoczesne multimedialne muzea w Polsce, gdzie nie chodzi się w
kapciach, można fotografować (bez flesza) i dotykać eksponaty. Jedyny
minus to okoliczna infrastruktura: kiepska droga, słabe oznakowanie,
brak porządnego parkingu i jakiegoś chociażby minibaru z ciepłymi
potrawami (kawiarnia była obok w drugim muzeum). Generalnie młodzież
była tą placówką muzealną oczarowana.
Potem musieliśmy pojechać przez korki parę kilometrów do rewelacyjnego i
ogromnego Muzeum Lotnictwa Polskiego, gdzie za darmo (tylko 35 złotych
przewodnik) o 13.00 mieliśmy wejście. To jedno z najlepszych muzeów
lotniczych na świecie, z supernowoczesnym gmachem głównym i olbrzymią
wystawą plenerową (jakby skansen techniczny). Czego tu nie ma; Samoloty,
szybowce, helikoptery, rakiety przeciwlotnicze i radary, motolotnie, ale
też mundury, fotele lotnicze, specjalne kombinezony, medale i dokumenty
archiwalne, obrazy, osobna wystawa o wojskach spadochronowych. Z
przewodnikiem, który był pasjonatem lotnictwa i opowiadał nam naprawdę
niesamowite historie (np. katastrofy), chodziliśmy tam prawie trzy
godziny i nie zobaczyliśmy bynajmniej wszystkiego. Część młodzieży padła
z głodu i zmęczenia, ale obudziło się technikum, bo mnóstwo było tu
historyjek technicznych. Muszę powiedzieć, że byłem pod wielkim
wrażeniem.
Trzeci i ostatni etap to – zgodnie z harmonogramem – powrót na ul.
Lipową do Muzeum Sztuki Współczesnej, zbudowanego od podstaw (ciekawa,
postmodernistyczna architektura). Młodzi marudzili, bo nie było po
drodze McDonalda (ach, ta macdonaldyzacja społeczeństwa), ale jakoś
przeżyli, a niektórzy nawet zainteresowali się ekspozycjami, bo były
dziwne, czasem dowcipne, po prostu inne. Trafiliśmy notabene na wystawę
„Sport w sztuce", całkiem fajną. Na szczęście była stylowa kawiarenka
(hm, kawa za 7,50 !), a jakieś słodkości zdobyliśmy kawałek dalej.
Generalnie rzecz biorąc cała wycieczka okazała się naprawdę udana.
Wracaliśmy A-4 w dobrych nastrojach i nadal przy dobrej pogodzie, po
19.00 byliśmy w Zabrzu. Sądzę, że takie wycieczki są bardzo potrzebne,
integrują zespoły klasowe, uczą patriotyzmu, także lokalnego, otwierają
na świat i kulturę, poza tym są pewnie ciekawsze dydaktycznie od
niejednej lekcji (niestety, trochę kosztują, ale 40 zł od osoby to nie
jest suma miażdżąca mimo wszystko). Planujemy już następne wycieczki w
tym i kolejnym roku szkolnym, np. do Bochni (podziemna multimedialna
trasa turystyczna w zabytkowej kopalni soli i archeopark na powierzchni)
oraz do Warszawy (np. nowe Muzeum Żydów Polskich i być może dworek –
muzeum Chopina w podwarszawskiej Żelazowej Woli). Mam nadzieję, że będą
chętni.
KK